Info

Wszystkie km: 58150.70 km
Km w terenie: 7908.80 km - 13.60%
Czas na rowerze: 111d 04h 49m
Prędkość średnia: 21.79 km/h
Więcej Info




2012
baton rowerowy bikestats.pl 2011
button stats bikestats.pl 2010
button stats bikestats.pl 2009
button stats bikestats.pl 2008
button stats bikestats.pl 2007
button stats bikestats.pl 2006
button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy nicram.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

z kotikami

Dystans całkowity:680.70 km (w terenie 235.00 km; 34.52%)
Czas w ruchu:32:25
Średnia prędkość:21.00 km/h
Maksymalna prędkość:70.80 km/h
Liczba aktywności:8
Średnio na aktywność:85.09 km i 4h 03m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
79.90 km 50.00 km teren
03:48 h 21.03 km/h:
Maks. pr.:67.10 km/h
Rower:skorek

Cyklokarpaty - Jasło: "ostatni stawia skrzynkę!"

Niedziela, 11 września 2011 · dodano: 09.12.2011 | Komentarze 0

Bracia K. przed maratonem przekazali mi, że nie przyjadą bo coś tam, ja generalnie przechodzą generalne załamanie -nie jest dobrze :/, ale na maratonie KRK namówiłem -za wsparciem Niuni- Kotika na maraton w Jaśle, więc głupio było mi później tuż przed maratonem pisać koledze, że nie jadę... Trudno, jakoś to przetrawię...
Kiedy tylko przyjechaliśmy na miejsce, okazuje się, że bracia K. polecieli w kulki! Przyjechali! Oszukiści! Humor poszedł nieco do góry... Podczas rozpakowywania się Kotik mówi, że Natala stoi w kolejce, cobym poszedł się przywitać... Eee, nie. Po kilku minutach sama przyszła, przywitała się, zapytała co się dzieje, nie odpowiedziałem konkretnie więc poszła.
Do startu jeszcze duuużo czasu, jedziemy z Kotikiem na rozgrzewkę rozkminiając ostatnie km maratonu, wiedziałem już, że końcówka będzie lepsza dla full'a, więc się cieszę.
Stojąc w sektorze nr 4 nie mam nikogo ze znajomych obok siebie, Niuńka z tyłu, bracia K. jak i Kotik z przodu... więc zapadłem w sen, z tego snu obudziłem się na komendę START! i ruszyliii, na początku... mocno jak zawsze, mijając braci K. usłyszałem tylko "a Ty gdzieeee!!!" :] Zaczynają się pierwsze podjazdy, żar wali się z nieba, widząc na pulsometrze swój hrmax dziękuję, luzuję, po kilku minutach dochodzi mnie Krzysiek i wiem, że nie jest dobrze. Co prawda nie daję po sobie tego poznać, jedziemy oboje po zmianach jak równy z równym... Na najdłuższym podjeździe -Liwocz- dogania nas Grzesiek -kurnaaaa! To już po mnie... gadamy, gadamy, zaczynam odpadać od kolegów, Grzesiek widząc to krzyczy "ostatni stawia skrzynkę!". Na koniec dogania nas Kotik, se myślę -bez obrazy- ożesz kurna! jest gorzej niż myślałem. A tu dopiero 1/4 maratonu :| Zjazd z Liwocza w spokojnym tempie, ale za to bezpiecznie, pod koniec zjazdu z Liwocza widząc polanę oraz to, że nie naciskam zbyt mocno na pedały pobudzam nieco pozostałych krótką szarżą, którą zakończyłem na przestrzelonym nawrocie, tyle trwała moja ucieczka -ale przynajmniej później Grześ przyznał, że nieźle jedzie mi ten rowr :D Było -jak to powiedział Kotik- tak rodzinnie, że przez nasze rozmowy ze dwa razy pojechaliśmy źle, na szczęście były to sekundowe straty. Na rozjeździe MEGA/GIGA Kotik ucieka do mety, mówi że w tym tempie nie da rady przejechać giga, trudno, nasze ekipa pomału się sypie...
Drugą pętlę z Liwoczem zaczynam w asfaltowych bólach, jest tak cholernie gorąco, jedzie się ciężko, do tego dochodzi nas dwóch zawodników, kurnaaa jeszcze dwie lokaty niżej ;/ ktoś w międzyczasie krzyczy nam 7,8,9-te miejsce, zaczynam przeliczać, może jak utrzymam tempo, wyprzedzą mnie Ci dwaj z tyłu, będę najsłabszy z naszej trójki to będę... 11! :/ szlag! No nic, trzeba jechać, Krzyś pomału nam odjeżdża, widząc jednak że redukuje przełożenia śmiejemy się, że jednak wymięka, po chwili ja również redukuję, ale Grześ uparcie jedzie na twardym przełożeniu, z czasem kapituluje :P. Zjeżdżamy z asfaltu i po chwili łyka nas ta dwójka z tyłu, nawet nie próbowałem usiąść im na kole, Krzysiek myślał, że to my mu tak sapiemy na kole, nieodwracając się przycisnął mocniej, dopiero po dłuższej chwili zorientował się, że to nie my siedzimy mu na kole, ale przecież nie będzie czekał na nas... Na bufecie tankowanie, wylewam sobie kubek zimnej wody na głowę, aż mnie przytkało! Widząc to, dziewcze obsługujące bufet pyta się czy może mnie oblać wodą, bo jeszcze nigdy nie oblała faceta... dawaj! chlusnęła mi w okulary, dzięki temu widziałem mało wyraźnie przez moje mocno już porysowane muchówki. Dalej podjeżdżamy z Grześkiem, jakiś samochód puszcza nas przodem, przez co sam zmuszony jest jechać za nami z prędkością rzędu 5-10km/h, po co to zrobił? do tej pory nie kumam. Przed szczytem kolega zostaje nieco z tyłu, zaczynam samotny zjazd, czyli pościg za Krzyśkiem! Znając już trasę cisnę mocno, raz jednak przesadzam i wyjeżdżam z trasy, jakaś dziołuszka z mega słysząc coś tłukącego się z tyłu uciekła kilka metrów w las, podziękowałem, coś tam krzyczała, jednak więcej szumu wiatru w tym było niż głosu dziewczyny. Po zjeździe na dłuższych prostych widzę Krzyśka! ha! jednak dogonienie go trwałooo kilkanaście minut, i znowu razem! Zapytał o brata, mówię że został przed szczytem nieco za mną... Jedziemy po zmianach, zaliczamy ostatni bufet i pozostaje odliczanie kilometrów do mety, na krótkim asfaltowym podjeździe widzę w trawie odwrócony rower, jednak ktoś go zasłaniał, widząc biały widelec myślę sobie "NIEEE!!!" przejeżdżam obok, widzę Miśka kurna mać! Pytam co się stało się?! rozcięła oponę, a mogła zrobić to na co czekała cały sezon, objechać Szybiakową. Niunia mnie pogania, cobym jechał bo tylko kilka osób przejechało z giga, ok, skoro nie mogę pomóc to jadę dalej...
A dalej jak w bajce, widząc kolejnych słabnących Gigowców motywacja rośnie, wyprzedziliśmy z Krzyśkiem kilku, na deser został zwycięzca generalki cyklokarpat giga m2, mówię Krzyśkowi: to jeszcze nie nasze progi, zaraz nam odjedzie, próbował! ale nam zostało więcej sił, na tralkach wyłączam platformę i odjeżdżam również Krzyśkowi, jadę co mogę, skurcze mam już nawet w biodrach!!! ;| Na wale tuż przed metą widzę jeszcze jednego gigowca, daję ile mogę, zabrakło 10m do wyprzedzenia go, jak się później okazało, zabrakło mi 2s do pierwszego maratońskiego pudła! ;/
Niefart potraktowaliśmy drzewnym sokiem, a co! Humor mi się poprawił, już wszystko mi przeszło... szkoda tylko że na chwilę.






Dane wyjazdu:
56.90 km 50.00 km teren
02:49 h 20.20 km/h:
Maks. pr.:66.60 km/h
Rower:taser

ŚLR - Kielce.

Niedziela, 26 czerwca 2011 · dodano: 29.06.2011 | Komentarze 2

Po wczorajszej wtopie na Pucharze Beskidów w Cięcinie, gdzie na pierwszym kilometrze załapałem pane, wszyscy zdążyli przejechać, zaczynam pompować, kicha, pompka przestaje działać i zmuszony jestem wrócić na metę, cóż... przynajmniej byłem pierwszy na mecie. :-)
Dzisiaj przyszedł czas na Ligę Świętokrzyską, tym razem w Kielcach, miałem tu nie jechać, ale z powodów wczorajszych zmieniłem zdanie, nie po to coś tam wcześniej jeździłem by poszło to w las.
Już podczas rozgrzewki mieliśmy niezłego nerwa, kiedy to chcąc przejechać kilka pierwszych kilometrów trasy, jadąc za szczałami wróciliśmy na metę... oznakowanie w jednym miejscu było bezmyślnie ustwione, znowu to samo. ;/ jak się później okazało, było to jedyne miejsce gdzie zastanawialiśmy się gdzie mamy jechać. Tuż przed startem, nerwowi organizatorzy z równie nerwowymi zawodnikami nie mogli dojść do porozumienia co do sektorów, wyczytywanie nazwisk/numerów bez wspomagania głośnikami było conajmniej śmieszne, później przepychanki, żeby dotrzeć do dwójki ludziów z kartkami, na których widniały nazwiska zawodników z pierwszego sektora, mi po jakiejś minucie udało się uzyskać zgodę na przejście do przodu, co w sumie nie wiele mi dało bo... ludzie bez sektora byli już na moim kole. :-) oczywiście przez to zamieszanie była mała obsuwa.
Start, jak zwykle mocno, ale też bez szału, przebijam się pomału do przodu, po kilka kaemach polnymi drogami wpadamy na asfalt, letko w dół, klikam prawą manetkę, co jest?! nie działa! nie! nie mam już cięższego przełożenia... na szczęście prędkość już nie wzrastała. Nie wiem który to z czuba poszedł na kładkę, zamiast przejechać przez rzeczkę, wszak cała czołówka to zrobiła, a tak gramolili się idąc półtiptopami, że mnie szlag trafiał, do tego jak zobaczyłem przejeżdżający kilka metrów niżej ludzi przez wodę, miałem ochotę popchnąć wszystkich z przodu coby wpadli do wody i zrobili mi miejsce hihi.
Dalej już piaski, lasy, troszkę błoćka, jakiś jedentraktor, zjazd stokiem narciarskim gdzie przeszedłem kilka cm od stalowej liny trzymającej słup... jeszcze na dole drą się na nas, że źle pojechaliśmy, a strzałki żeby jechać lewą stroną nie było. podjazd stokiem był koszmarny, nie było ubitej ścieżki, jechało się po trawce, przynajmniej nisko przystrzyżonej. Tu usłyszałem że strata do czołówki to 5 minut, już uruchamiam kalkulator, eeee to na mecie stracę do pierwszego jakieś 15-20 minut, nie ma źle! :-) na drugiej pętli pech dnia wczorajszego w słabszym wydaniu... guma z przodu, rower z kilometra na kilometr robi się coraz mniej stabilny, wejście w zakręt z większą prędkością grozi zerwaniem opony z obręczy, mocniejsze hamowanie wyrwaniem wentyla, szybszy zjazd po nierównościach snejkiem, i rozwaleniem obręczy, co robić?! jako że kotik był całkiem blisko, uważałem na każdy element, który mógłby uniemożliwić mi dalsze toczenie się, w tym czasie wyprzedza mnie jeden zawodnik, niestety jak się później okazało, był to 3 zawodnik dzisiejszych zawodów, metę przekraczam na miejscu najgorszym dla sportowca, 4 open, 4 w m2, no by to...! oraz 0,5 bara w przednim kole....... ze stratą 7 minut do zwycięzcy.
Nie ma co narzekać, wynik zupełnie mnie zaskoczył, jest chyba dobrze.
Kotik marudził, że zdobył tylko 2 miesjsce w m3, heh, też bym chciał być tylko 2...





Dane wyjazdu:
104.70 km 0.00 km teren
04:18 h 24.35 km/h:
Maks. pr.:62.80 km/h
Rower:zimówka

puszcza.

Niedziela, 12 czerwca 2011 · dodano: 15.06.2011 | Komentarze 1

po dwóch dniach laby związanymi z ironami, motorami, hunterami itd. czas wrócić do szarości.

tlen czy nie tlen, moja zajebista sigma jest tak kodowana, że wszystkim niekodowane pulsaki działają, a mój świruje ;/

Dane wyjazdu:
47.80 km 35.00 km teren
03:31 h 13.59 km/h:
Maks. pr.:49.60 km/h
Rower:kulka

el-aj... cyklokarpaty - muszyniaście.

Niedziela, 5 czerwca 2011 · dodano: 05.06.2011 | Komentarze 2

czyli luz-bluzzz...

przyjechałem do muszyny dla widoków, widoków których dawno nie miałem, mimo tego że byłem w tych rejonach tydzień tamu, czegoś zdecydowanie brakowało...
po wczorajszym maratonie chciałem pojechać lajtowiej, coby nie męczyć się ze skurczami, więc pojechałem z dżamajką... co było też wcześniej zaplanowane.
w sumie to dawno się nie widzieliśmy, chciałoby się pogadać, ale wolałem dodatkowo jej nie męczyć rozmową, więc na trasie zamieniliśmy tylko kilka zdań, co nie zmienia faktu, że było... fajnie. na jaworzynowym podjeździe jechała bardzo dobrze, nawet mietek nie mógł nam odjechać... zjazd z parkowej też poszedł jej bardzo dobrze, a kolejny zjazd do drugiego bufetu wręcz szokująco dobrze, nawet się nie nudziłem! :P dopóki nie spowolnił nas ziomek na "nieco" za dużym rowrze, którego koniec końców wyprzedziliśmy. ostatni podjazd już nie był taki łatwy, nieco wilgotnego podłoża skutecznie wybijało z rytmu, zmęczenie dawało o sobie znać, raz nawet musiałem ją "pchnąć" do przodu, żeby nie stała w miejscu.

trasa całkiem fajna, kilka ciekawych jednotraktorów, a warunki zgoła odmienne do tych zeszło tygodniowych, sucho i gorąco.
na koniec podszedł do nas miszczu świata i pogratulował mi jakbym conajmniej zdobył miszcza świata xD
po chwili zawinęliśmy się do domu, jakoś nie miałem ochoty tam siedzieć.



prawie jak na TC... :]


od tego skwaru aż drzewa wygiełło.


Dane wyjazdu:
72.90 km 60.00 km teren
04:28 h 16.32 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Rower:taser

ŚLR - Nowiny

Niedziela, 22 maja 2011 · dodano: 31.12.2011 | Komentarze 1

czyli najlepsza trasa maratonowa jaką kiedykolwiek jechałem!
Wynik już nieco lepszy 13(6), aczkolwiek...
Początkowo jechało się super, jednak po 20km odcięło mi prąd, po małej pętli chciałem zakończyć zawody, jednak stwierdziłem, że nie poddam się, jakoś to pomału przejadę.
Przez ponad 1/2h jechałem bez wody (na jednym ze zjazdów wyleciała mi zapasowa butelka iso) jednak nie ja sam, innym też zabrakło ze względu na lejący się z nieba żar, na jednym z bufetów była kapitalna obsługa, porzuciłem rower kilka metrów przed namiotami w rowie, a sam poszedłem uzupełniać braki, jeden gość bez mojej prośby, ot tak sobie poprostu wziął mój bidon, nalał iso, włożył z powrotem i przyniósł mi czarnucha... co prawda powiedział, że jego sztywniak jest lżejszy no ale... ;) do tego przedstawili nam bardzo szczegółowo co nas jeszcze czeka.
Trasa była obłędna, piękne single, strome zjazdy, bardzo wymagająca trasa, golonkowym maratonom daleko do Nowin, tak tak!



Dane wyjazdu:
67.60 km 40.00 km teren
02:45 h 24.58 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Rower:taser

ŚLR - SAnDomierz

Sobota, 7 maja 2011 · dodano: 31.12.2011 | Komentarze 0

Czyli pierwszy bojowy test tasera.
Po zrobionych treningach spodziewałem się nieco lepszego wyniku, 18(11) i niespełna 13 minut straty do zwycięzcy... rozkminialiśmy dlaczego, doszliśmy do wniosku, że zabrakło mi sektora, a na mega płaskim maratonie i silnym wietrze ma to spore znaczenie, pogoda wytrzymała na czas ścigania, później już się rozpadało.
Gdy dogoniłem kotika, chciałem chwilę odpocząć, jednak trener nakazał mi napierdzielać.. no więc uczyniłem to, efekt był taki, że wyleciałem w powietrze.. kiedy to ścinałem zakręt, a z sadu nagle za zakrętem wyłoniła się gałąź, która to złapała mi prawą rękę i.. efektem tego inny koleś wjechał mi w rower, rypał jakimiś pretensjami, że chciałem nas pozabijać xD, no nic, kotik zapytał czy wszystko ok, stanął, ale teraz ja mu kazałem jechać. Taser na szczęście cały, od najazdu typa zrobił się tylko ubytek lakieru, jednak plastik jest mocny :] jeszcze musiałem posiłować się z klamką coby ją przekręcić we właściwą pozycyję.
Na finalnym podjeździku jechaliśmy w 4, widząc CO szło chodnikiem powiedziałem "Panowie! Ja tu zostaję!" na te słowa zareagował tylko 1 z 3, a reszta myślała tylko o... pedałowaniu.
A rowr, no cóż, napierdziela! przez 3/4 drugiego okrążenia widziałem przed sobą dwójkę, chciałem ich dogonić, jednak udało się to dopiero na mega wyrypanej łące gdzie full przeleciał, a sztywniaki... no cóż :P





Dane wyjazdu:
113.70 km 0.00 km teren
04:59 h 22.82 km/h:
Maks. pr.:70.80 km/h
Rower:zimówka

jezioro dobczyckie.

Niedziela, 27 marca 2011 · dodano: 27.03.2011 | Komentarze 6

dzisiaj ponownie w większym gronie, mocno interwałowo, nie ma źle z nogą, nawet nienajgorzej podaje! :]

a od jutra zaczynam trenować, zobaczymy jak długo i z jakimi efektami. :)

Dane wyjazdu:
137.20 km 0.00 km teren
05:47 h 23.72 km/h:
Maks. pr.:36.80 km/h
Rower:zimówka

tlenik z kotikami

Niedziela, 20 marca 2011 · dodano: 20.03.2011 | Komentarze 3

z kotikiem pojechaliśmy na mostek w Brzegach, gdzie dołączyliśmy do reszty i ruszyliśmy do Szczurowej, początkowo było nas 8, po około 30km 4 zrezygnowało, a po kolejnych km zostało nas tylko 3 -ja, kotik i bartek. wracając, w puszczy spotykamy pochmielnych dziadków, dwójka z nich zalicza glebę na asfalcie, ale dziadki są twarde, nic się im nie porobiło, chwilę pogadali i pojechali w swoich kierunkach.
było płasko ale fajnie, dzięki chopaki!

coś mnie się zdaje, że już tak często nie będę wracał na weekendy w góry... plany na najbliższe dwa weekendy są grube więc... :]