Info

Wszystkie km: 58150.70 km
Km w terenie: 7908.80 km - 13.60%
Czas na rowerze: 111d 04h 49m
Prędkość średnia: 21.79 km/h
Więcej Info




2012
baton rowerowy bikestats.pl 2011
button stats bikestats.pl 2010
button stats bikestats.pl 2009
button stats bikestats.pl 2008
button stats bikestats.pl 2007
button stats bikestats.pl 2006
button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy nicram.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

terenowo

Dystans całkowity:14616.41 km (w terenie 7565.40 km; 51.76%)
Czas w ruchu:953:45
Średnia prędkość:15.33 km/h
Maksymalna prędkość:82.70 km/h
Liczba aktywności:245
Średnio na aktywność:59.66 km i 3h 53m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
36.60 km 20.00 km teren
02:05 h 17.57 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Rower:

santa cruz tallboy...

Niedziela, 12 czerwca 2011 · dodano: 15.06.2011 | Komentarze 1

czyli las vegasowy teścior nowej fury (?!)



Dane wyjazdu:
47.80 km 35.00 km teren
03:31 h 13.59 km/h:
Maks. pr.:49.60 km/h
Rower:kulka

el-aj... cyklokarpaty - muszyniaście.

Niedziela, 5 czerwca 2011 · dodano: 05.06.2011 | Komentarze 2

czyli luz-bluzzz...

przyjechałem do muszyny dla widoków, widoków których dawno nie miałem, mimo tego że byłem w tych rejonach tydzień tamu, czegoś zdecydowanie brakowało...
po wczorajszym maratonie chciałem pojechać lajtowiej, coby nie męczyć się ze skurczami, więc pojechałem z dżamajką... co było też wcześniej zaplanowane.
w sumie to dawno się nie widzieliśmy, chciałoby się pogadać, ale wolałem dodatkowo jej nie męczyć rozmową, więc na trasie zamieniliśmy tylko kilka zdań, co nie zmienia faktu, że było... fajnie. na jaworzynowym podjeździe jechała bardzo dobrze, nawet mietek nie mógł nam odjechać... zjazd z parkowej też poszedł jej bardzo dobrze, a kolejny zjazd do drugiego bufetu wręcz szokująco dobrze, nawet się nie nudziłem! :P dopóki nie spowolnił nas ziomek na "nieco" za dużym rowrze, którego koniec końców wyprzedziliśmy. ostatni podjazd już nie był taki łatwy, nieco wilgotnego podłoża skutecznie wybijało z rytmu, zmęczenie dawało o sobie znać, raz nawet musiałem ją "pchnąć" do przodu, żeby nie stała w miejscu.

trasa całkiem fajna, kilka ciekawych jednotraktorów, a warunki zgoła odmienne do tych zeszło tygodniowych, sucho i gorąco.
na koniec podszedł do nas miszczu świata i pogratulował mi jakbym conajmniej zdobył miszcza świata xD
po chwili zawinęliśmy się do domu, jakoś nie miałem ochoty tam siedzieć.



prawie jak na TC... :]


od tego skwaru aż drzewa wygiełło.


Dane wyjazdu:
42.20 km 30.00 km teren
02:07 h 19.94 km/h:
Maks. pr.:63.70 km/h
Rower:kulka

wc miszczu...

Sobota, 4 czerwca 2011 · dodano: 04.06.2011 | Komentarze 3

bikemaraton zawoja, trasa jak w ubiegłych latach czyli bez rewelacji, trochę przewyższeń, ale szybkie, mało techniczne zjazdy dają duży niedosyt... a szkoda bo można tu trasę zrobić po miszczowsku, ale pan grabek jest oporny na większe trudności terenowe -a próbowaliśmy coś wskurać, tzn. batu.- cóż, jego maratony kierowane są do ichniejszych klientów niż maratony golony...

dzisiaj jak i 3 lata temu pojechałem w barwach uks zawojak, kilka dni przed startem batu przeraził mnie informacją, że będę musiał jechać w klubowej koszulce, ale na dzień przed startem napisał, że koszulków już nie ma... :D

rano, jeszcze przed 9 przyjechał po mnie mietek, a jak to z mietkiem, szybko się jeździ więc byliśmy dość wcześnie, ale bracia kubieniec już byli, mozolnie się zbierając zamieniliśmy kilka zdań i doszliśmy do wniosku że nie ma sensu brać opon na błoto ze względu na małą ilość fragmentów gdzie występuje błoćko, w międzyczasie dojechali kuzyni, a jeszcze później ich kuzyn.

jako że w tygodniu zrobiłem tylko jeden trening, a w zasadzie była to tylko godzinka regenerayji, zrobiłem sobie to co miałem zrobić wczoraj, choć bałem się że mnie to moco osłabi, ale jakby miało mnie zainhalować, wolałem się rozkręcić. batu zapodał jakiś donosny "koks", że niby majka to wciąga (!) przed startami, niesamowite uczucie, tak mi przeżarło wszystkie gluty w kinolu, że aż było przemilusio, jeszcze jakbym miał pasek byłoby idealnie... przed rozgrzewką pierwsze spotkanie z prezesem zawojaka, pamiątkowe zdjęcie przed startem, na które nawet mietek się załapał :P batu za całą pomoc grabkowi (nie wiem czy można o tym mówić...) załatwił dla siebie i mnie pierwszy sektorek, niby fajnie, ale czy aby na pewno?!

start, i się zaczęło, panowie z czuba nadali mooocne tempo, batu szybko mi odjeżdża, ja gdzieś trzymam tyły, ale trzymam! na pierwszym podjeździe rozkręcam się, wjeżdżamy w teren, coś ludzie słabną albo i tachniki jazdy nie mają, mijam kilku bez żadnego problemu, ale na pierwszym szyyybkim zjeździe pitolone koszyki pozbawiają mnie bidonu, bidonu który dał mi do sprawdzenia menago, więc zaciskam heble, i biegnę po bidon, mijają mnie Ci których wyprzedziłem na podjeździe, no cóż, napierdzielamyyy, tzn. już nieco spokojniej, żeby znowu nie stracić bidonu... przed nawrotką która prowadzi na przysłop batu siłuje się w trawie z kołem, krzyknąłem tylko "ja pierd*" bałem się że to dla niego koniec, ale na szczęście okazało się że to tylko gumka nie wytrzymała, a gUpek wrzucił nową do trawy i jej szukał!! hyh ;) do odbicia na stokówkę z przełęczy 661 nic szczególnego się nie dzieje, na stokówce nadaję tempo, słabe, chciałem wymusić by ktoś dał mi zmianę, a było kilka osób za mną... ale dopiero po kilku km dojechał do nas daniel mazur i poszedł do przodu, szybko siadam mu na koło i prujemy zostawiając resztę z tyłu, stromy, błotny podjazd na kolędówki zaliczam w siodle, mimo tego czuję że noga jakoś nie kręci rewelacyjnie... kolejny szybki zjazd zaliczam mocno asekuracyjnie ze względu na koszyki ;/ mimo tego nie tracę za wiele, wręcz znając każdy tamtejszy zakręt dojeżdżam do większej grupki i zaczyna się najdłuższy podjazd, na jałowiec 1111... na dzień dobry biorę małą dawkę kofeiny na pobudzenie, pan janowski zachęca mnie do szybszej jazdy, to też czynię, ale po chwili nieco odpuszczam, ze względu na dłuuugaśny podjazd, daniel sporo mi odjeżdża, nie widzę go baaardzo długo, dopiero na 3 km przed szczytem wkręcam się na wyższe obroty i zaczynam odrabiać straty, mijam tu sporo ludzia (3 lata temu to mnie tu wszyscy wyprzedzali) i na łączeniu szlaków dobijam do daniela, zamieniamy dwa zdania i jadę dalej do przodu, jałowiec! tutaj ostatnie piciu i bidon wędruje do kieszonki, teraz można szaleć, gość przede mną jedzie prawą koleiną, krzyczę środek! kiedy już byłem centymetry przed nim i jechałem z większą prędkością niż ten ziomal, gość wpada ptosto przed moje koło, mocno po heblach i jakoś się udało uniknąć kraksy, koleś nie jedzie zbyt szybko, wręcz czuję że zwozimy się jak cioty, ale cóż, nie będę ryzykowa innej, nieznanej koleiny na szarżę, na kolejnym, ostatnim podjeździe z trudem ale wyprzedzam go, zjazd z czerniawy suchej już samotnie, bez nikogo przed sobą, z klekocin bez szału, tylko 63.7, hecklerem wyciągam tu spokojnie 70km/h, ale było to też spowodowane poniekąd obawą przed snejkiem, którego ostatnio złapałem na hecklerze właśnie tu... na końcówce asfaltowej czuję delikatne skurcze, dochodzi mnie jeden z zawodników, pyta "m2 czy m3?" m2!, wymownym gestem pokazał żebym siadał mu na koło, do mety ciągnę się za nim z mega skurczami, raz nawet zablokowało mi nogę na kilka sekund ;/ na mecie patrzę na czas, mhmm, całkiem całkiem 2:07... batu tydzień temu miał na objeździe 2:20, więc byłem nawet zadowolony. po chwili dojeżdża daniel, gadamy, idziemy sprawdzić wyniki, daniel 10 open! se myślę, no to będę jeszcze wyżej! ale nie... daniel miał drugi sektor i mimo tego iż przyjechałem na metę przed nim, przegrałem z kolegą, i to aż o kilkadziesiąt sekund, no nic, troszkę mnie to ostudziło, 16/419 open i 8 w m2, jednak były to wyniki nieoficjalnie, teraz patrząc jestem 15 open i 9 w m2, nieźle, 12 (?) minut straty do zwycięzcy też jest pozytywne, aczkolwiek nie było tu chyba jakichsik specjalnych wycinaków... chyba.

wycierając dupą auto bartka widzę ole, letko się zdziwiłem że tu jest, no ale pytam jak tam? widzę kciuk w górze, ehhh dobra jest, mówiąc jej jak mi poszło, była mocno zaskoczona, że tak wysoko byłem... przed dekoracją siedzimy pod sceną, izotoniki i te sprawy, ola gdzieś tam dalej, ubiera się w timowe ciuszki, z daleka prezentuje się, pokazuję jej że jest git majonez, się uśmiechnęła i poszła na scenę, kolejne dekoracje przemijają, gadamy, gadamy ze znajomkami, kuzynami itd... nagle słyszę swoją godność! już już!! lecę, lecę! idąc pod scenę słyszę o so chosi, cóż, jakimś fartem zostałem wc miszczem małopolski na dystansie mega, a wygrał... daniel! staję na pudle, gdzieś z boku wpada prezes i daje mi klubową bluzę, no tak, musi być widać, że to zawojak... wręczający medal pyta się mnie czy trasa była ciężka (wolałem ugryźć się w język niż mówić to co myślę) i ile straciłem do zwycięzcy, kiedy ja zielonego pojęcia nie miałem... wójcina mówi mi że następnym razem będę pierwszy, taaaaaaa wiadomo!

jojtki niesamowicie mnie zaskoczyły, nie dość że nie wyglądali źle na mecie, to na dodatek przyjechali przed mietkiem! o.O wtf?! gdyby jeszcze mieli spedy i więcej jeździli to pudłowaliby w swoich młodszych kategoriach... może ich to podbuduje i zachęci do częstszych "treningów".

a batu, cóż, przyjechał 10 minut za mną, dwie gumy -a na rozgrzewce mówiłem, że biorę dwie dętki, chyba mnie posłuchał :D szkoda szkoda, bo zapewne bylibyśmy blisko. dzięki COX'ie ze ten maraton! może kolejnym razem skopiesz mi siodło.

coraz to więcej nowych znajomków na maratonach wpływa bardzo pozytywnie na całość imprezki, tzn. coraz lepiej się tu czuję. :]



wtf?!
Kategoria imprezy..., terenowo


Dane wyjazdu:
72.10 km 50.00 km teren
04:52 h 14.82 km/h:
Maks. pr.:55.10 km/h
Rower:kulka

Parkowe Deja Vu...

Sobota, 28 maja 2011 · dodano: 29.05.2011 | Komentarze 0

mtbmarathon krynica, trasa jakie lubię (?!) czyli długie podjazdy i techniczne zjazdy, liczyłem na dobry wynik, ale formy ku memu zdziwieniu w tym roku jakoś nie ma :(
tuż po starcie dojechałem do JPbika, przywitałem się i... cóż, musiałem gonić kubę, który mi uciekał. do jaworzyny było super, ale na zjeździe, gdzie czarnota miał dzwona (nie wyglądał za dobrze :/ otwarte złamanie ręki.) wypadł mi najpierw jeden bidon, ale nie zatrzymałem się by go podnieść, o jednym przecież też objadę! po kilkuset metrach wypadł drugi z bidonów, więc zatrzymuje się, biegnę kilkanaście metrów do góry po bidon, kutwa! roztrzaskany! zbiegam po rower i wio do góry szukając pierwszego straceńca, troszkę czasu straciłem, ta sytuacja mnie zdemotywowała. próbowałem szybko dojść kubę, co nie było dobrym pomysłem, dawałem z siebie za dużo i... i po kilku km czułem, że zaczyna mnie odcinać - po 25km?!?! ehhh no nic, trzeba chociaż -tak jak w nowinach- dojechać do mety. rozkojarzyłem się i na chwilę zjechałem z trasy, na szczęście w miarę szybko zajarzyłem, że nie jadę trasą maratonu. na jednym ze zjazdów kuba łatał łańcuch, więc go zostawiłem za sobą, tuż po tym na kolejnym zjeździe wyprzedziłem kilku gigowców, którzy przepuszczali mnie widząc, że jednak potrafię zjeżdżać -skromniś. na halę łabowską (?) jakoś się wytoczyłem, choć tych których udało się wyprzedzić na zjeździe, wyprzedzili mnie na podjeździe, cóż... ten sezon jest dziwny. po 3 bufecie skurcze, jakiś lajtowy podjazd, ale nie da się jechać, próbuję rozciągnąć, wydaje się że jest ok, wsiadam na rower, jednak nie jest ok, zatem urządzam sobie spacerek, po chwili dojeżdża kuba i z wielkim zdziwieniem pyta "co żeś narobił?!"... od tej pory "ciśniemy" razem, co dłuższy podjazd demotywujemy się wzajemnie i prowadzimy, gadając o gUpotach, cóż, byle do mety :) na zjeździe do słotwin -pozdro dla kordiana i załogi!- jadąc za kubą dostaję błotem po oczach, do tego opony w rzadkim błooocie nie dają rady, przy 40km/h plask do błotka :] ze zmęczenia mamy coraz to gUpsze tematy i pomysły, zastanawiamy się nad odpuszczeniem parkowej... tuż przed tym kultowym krynickim maratońskim zjazdem dochodzą nas furmany i inne gigusie, ja już nie mam sił, kuba dostaje strzał adrenaliny i mi odjeżdża, zjazd z parkowej, na dzień dobry ktoś krzyczy "TRZYMAĆ SIĘ PRAWEJ STRONY!" grzecznie posłuchałem, więc jadę! początek po trawce milusio pomalutku, oponki trzymają, kiedy nagle musiałem puścić na ułamek sekundy przedni hamulec, żeby podrzucić przednie koło nad dziurwą -czyżby to ta wykopana dla mnie przez JPbike?!- i się zaczęło... nagle rower nabrał rozpędu, tutaj trawy już było jak na lekarstwo, moje saguaro tańczą, z lewej ktoś zjeżdża, ja MKNĘ prawą, już widzę siebie na którymś z "fleszy" i słyszę "dobrze Ci idzie!" -jak za pierwszego mojego tutejszego maratonu- ratuję się dalej, unikam potrącenia kolegi jadącego lewą stroną, wpadam do lasu, wyhamowuję, skała spadła mi z serca, nie wiem ile w tym było szczęścia, ile umiejętności, ile zasługi szatańskiej trójki z mojego numeru, jedno jest pewne, nigdy tego nie zapomną. po wyhamowaniu do bezpiecznej, kontrolowanej prędkości, patrzę kogo widzę, kubę. to była udana akcja hihi reszta to już formalność, zjechać po schodach i kreska.

pogoda była dobra, tzn. jak na prognozy to była dobra. jedyny deszcz jaki pojawił się na trasie spadł na dzień dobry, tak by nas dociążyć. :)
trasa... szczerze, nie przyglądałem się ani profilowi ani mapie i... myślałem że będzie grubiej, a tak, było mocno, ale jak na golonkę to szału ni było. :) nie podobała mi się jazda przez las świeżo wytyczonymi ścieżkami na potrzeby maratonu (no może poza jednym prostym zjazdem z jaworzyny :)
a kotik, cóż, chyba wymięka i pojechał "tylko" mega, chyba ma już dość błota w tym sezonie :D

jak na to co się dzialo dzisiaj ze mną na trasie, wynik nie jest tragiczny: 31 open na 103 którzy ukończyli i 15 w m2.









Kategoria imprezy..., terenowo


Dane wyjazdu:
72.90 km 60.00 km teren
04:28 h 16.32 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Rower:taser

ŚLR - Nowiny

Niedziela, 22 maja 2011 · dodano: 31.12.2011 | Komentarze 1

czyli najlepsza trasa maratonowa jaką kiedykolwiek jechałem!
Wynik już nieco lepszy 13(6), aczkolwiek...
Początkowo jechało się super, jednak po 20km odcięło mi prąd, po małej pętli chciałem zakończyć zawody, jednak stwierdziłem, że nie poddam się, jakoś to pomału przejadę.
Przez ponad 1/2h jechałem bez wody (na jednym ze zjazdów wyleciała mi zapasowa butelka iso) jednak nie ja sam, innym też zabrakło ze względu na lejący się z nieba żar, na jednym z bufetów była kapitalna obsługa, porzuciłem rower kilka metrów przed namiotami w rowie, a sam poszedłem uzupełniać braki, jeden gość bez mojej prośby, ot tak sobie poprostu wziął mój bidon, nalał iso, włożył z powrotem i przyniósł mi czarnucha... co prawda powiedział, że jego sztywniak jest lżejszy no ale... ;) do tego przedstawili nam bardzo szczegółowo co nas jeszcze czeka.
Trasa była obłędna, piękne single, strome zjazdy, bardzo wymagająca trasa, golonkowym maratonom daleko do Nowin, tak tak!



Dane wyjazdu:
67.60 km 40.00 km teren
02:45 h 24.58 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Rower:taser

ŚLR - SAnDomierz

Sobota, 7 maja 2011 · dodano: 31.12.2011 | Komentarze 0

Czyli pierwszy bojowy test tasera.
Po zrobionych treningach spodziewałem się nieco lepszego wyniku, 18(11) i niespełna 13 minut straty do zwycięzcy... rozkminialiśmy dlaczego, doszliśmy do wniosku, że zabrakło mi sektora, a na mega płaskim maratonie i silnym wietrze ma to spore znaczenie, pogoda wytrzymała na czas ścigania, później już się rozpadało.
Gdy dogoniłem kotika, chciałem chwilę odpocząć, jednak trener nakazał mi napierdzielać.. no więc uczyniłem to, efekt był taki, że wyleciałem w powietrze.. kiedy to ścinałem zakręt, a z sadu nagle za zakrętem wyłoniła się gałąź, która to złapała mi prawą rękę i.. efektem tego inny koleś wjechał mi w rower, rypał jakimiś pretensjami, że chciałem nas pozabijać xD, no nic, kotik zapytał czy wszystko ok, stanął, ale teraz ja mu kazałem jechać. Taser na szczęście cały, od najazdu typa zrobił się tylko ubytek lakieru, jednak plastik jest mocny :] jeszcze musiałem posiłować się z klamką coby ją przekręcić we właściwą pozycyję.
Na finalnym podjeździku jechaliśmy w 4, widząc CO szło chodnikiem powiedziałem "Panowie! Ja tu zostaję!" na te słowa zareagował tylko 1 z 3, a reszta myślała tylko o... pedałowaniu.
A rowr, no cóż, napierdziela! przez 3/4 drugiego okrążenia widziałem przed sobą dwójkę, chciałem ich dogonić, jednak udało się to dopiero na mega wyrypanej łące gdzie full przeleciał, a sztywniaki... no cóż :P





Dane wyjazdu:
50.50 km 25.00 km teren
03:03 h 16.56 km/h:
Maks. pr.:56.10 km/h
Rower:taser

bo sid to nie bomber.

Niedziela, 1 maja 2011 · dodano: 01.05.2011 | Komentarze 7

test nowej fury.
pogoda jak podczas poprzedniego weekendu, lało, 6*C i cholernie wiało, mimo tego postanowiłem sprawdzić przed pierwszymi zawodami nowy rowr...
niemal wszystko miodzio, zastrzeżenie mam do sida xx, w porównaniu do wszystkich marcoków na których dane mi było jeździć -a było tego w czort!- kulturą pracy nie umywa się do żadnego z nich, jedynie sztywność jest zaebiaszcza (oś 15 i sterówy 1 1/5 na 1 1/8 robi swoje), jeszcze spróbuję porozkminiać z ciśnieniami powietrza, ale jakoś nie wierzę że będzie mnie zadowalał... może jednak jakoś się do niego przyzwyczaję.
napęd XX w błocie działa bardzo dobrze, jedynie można przyczepić się do głośności jego działania.
hamulce XX, byłem pewien obaw ale zadziwiły mnie siła hamowania! :-)
koła, obrączki z carbonium jak na swoją wagę, ilość szprychów oraz siłę ich naciągu są sztywniutkie (pode mną)
komponentów wcs'a nie lubię, ale jakoś zdzierżę je.
zawiaszenie z rp23 działa wyśmienicie, nie do końca byłem przekonany do tego systemu, ale teraz już wiem, że sprosta moim wymaganiom, pod górę gna lepiej niż kulka, w dół zapier*** aż miło, po prostym również pełen komfort przy bardzo dobrej sztywności, nic tylko się ścigać się.

tyły... tzn. jojtki z mietkiem

i ten no.
Kategoria terenowo


Dane wyjazdu:
42.80 km 30.00 km teren
02:29 h 17.23 km/h:
Maks. pr.:61.80 km/h
Rower:kulka

przeca nie jesteśmy ze soli.

Niedziela, 24 kwietnia 2011 · dodano: 24.04.2011 | Komentarze 0

dzisiaj miałem się przepalić, w końcu poszaleć po górach jak mi się podoba, miał być mocny objazd trasy zawojańskiego maratonu, ale lało od wczoraj nieprzerwanie, chłopaky odpuściły, ja jednak całkowicie nie wymiękłem.
przez cały czas jazdy nie miałem nawet chwili wytchnienia z deszczem, lało i lało od samego początku, do samego końca, byłem całkowicie mokry po 30 minutach jazdy, ale nawet mi to nie przeszkadzało, nawet 5*C na leskowcu (nawet skurcze mnie nie łapały!), nawet jazda potokami wody, ba! czasami nieźle rwącymi potokami, jedyne co mnie dzisiaj się nie podobało, to pchanie kulki przez 20 minut ciąąągle pod taaaaką górę na przełaj, kiedy to wcześniej nagle droga się skończyła. na zjazdach cisnąłem nawet nawet jak na takie waruny, dwa razy musiałem przebiegnąć się za zgubionym bidonem, nawet błota było mało, za to wszędobylska woda waliła do oczu z całych swych sił, co czasami przy większych prędkościach bolało, ale to nic, było czadowo, czasem fajnie jest tak się pomęczyć się w fatalnych warunkach.

dzisiaj noga nieźle podawała, nawet nie wiem kiedy przeskoczyłem z łamanej na leskowiec, ponad 1200 w pionie to taki średni maratonik, coś z tych "treningów" będzie.
a! muszę pochwalić kulkę, dawno już nie jeździła w rodzinnych stronach, sprawiła się wyśmienicie w tej wodzie, nic nie narzekała, oby tak dalej.

żurawnica/łamana/leskowiec
Kategoria terenowo


Dane wyjazdu:
43.10 km 15.00 km teren
02:43 h 15.87 km/h:
Maks. pr.:64.50 km/h
Rower:heckler

okoliczne pagórki

Niedziela, 17 kwietnia 2011 · dodano: 17.04.2011 | Komentarze 0

z jojtkiem po okolicznych górkach, coby dzień nie był stracony.

a teraz zasłużony tydzień odpoczynku. :-)
Kategoria terenowo


Dane wyjazdu:
51.70 km 20.00 km teren
04:14 h 12.21 km/h:
Maks. pr.:41.10 km/h
Rower:heckler

jałowiec, pierwszy raz zimą.

Sobota, 19 lutego 2011 · dodano: 05.03.2011 | Komentarze 0

- Sucha Beskidzka - czerwonym na przełęcz Przysłop - stokówka - przełęcz Kolędówki - żółtym na Jałowiec - zjazd niebieskim na Adamy, ale niestety szanowni leśnicy (tutaj ukłony w ich stronę!) tak zmasakrowali las, że nawet nie było widać gdzie jest droga bo była wszędzie tylko jedna gruba warstwa oblodzonych gałęzi, w efekcie tego moja głowa wylądowała na drzewie, za dalszą jazdą w takich warunkach podziękowałem, szybko zjechałem do asfaltu - Lachowice - Stryszawa - Sucha Beskidzka -

nieco wolniej jechałem mokrym asfaltem, coby nie zbierać tego syfu na sobie, przez co było mi chłodno i przez co najprawdopodobniej zachorowałem. nie ma odpuszczania!
Kategoria terenowo