Info

Wszystkie km: 58150.70 km
Km w terenie: 7908.80 km - 13.60%
Czas na rowerze: 111d 04h 49m
Prędkość średnia: 21.79 km/h
Więcej Info




2012
baton rowerowy bikestats.pl 2011
button stats bikestats.pl 2010
button stats bikestats.pl 2009
button stats bikestats.pl 2008
button stats bikestats.pl 2007
button stats bikestats.pl 2006
button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy nicram.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
67.10 km 40.00 km teren
04:36 h 14.59 km/h:
Maks. pr.:63.10 km/h
Rower:kulka

Transcarpatia - ADIN: Ustroń - Rajcza: 2-3mm opadu, następnie 30*C...

Niedziela, 15 sierpnia 2010 · dodano: 08.11.2010 | Komentarze 0

Decyzja o starcie w Transcarpatii zapadła dosyć... ;)

"Nicram (24-09-2009 21:47)
(...)chciałbym transcarpatię ale Ty mówisz... nie dasz rady... w mixach jest łatwiej :)
Niunia (24-09-2009 21:48)
potrenuję, zobaczymy, przez rok się może dużo zmienić.
Niunia (24-09-2009 21:48)
jak będę mieć cel to się łatwiej zmobilizuję.
(...)
Niunia (24-09-2009 21:48)
transcarpatia brzmi fajnie.
Niunia (24-09-2009 21:49)
i
Niunia (24-09-2009 21:49)
dostaje się ciuszki w ramach wpisowego! :D
Nicram (24-09-2009 21:49)
wow! to jedziemy! :D
(...)
Niunia (24-09-2009 21:50)
dobra :)"

Mówiliśmy sobie, że nie popełnimy błędów Navigatorów i przygotujemy się dobrze, z odpowiednim wyprzedzeniem. ja miałem trenować jazdę na orientację (nie trenowałem), Niunia mówiła "potrenuję!", łatwo powiedzieć. z różnych przyczyn trenować praktyrznie nie trenowała, co ciekawe, pomimo znikomej ilości km wygrywała kolejne edycje Cyklokarpat, jak to możliwe...?! Mieliśmy również zapoznać się z trasą TC2010... wyszło jak wyszło, plany są do dupy.

Podpytałem kilku ludzi, którzy uczestniczyli w TC jak to wygląda, nasłuchałem się m. in. od Justynki przeróżnych rzeczy, więc przygotowani psychicznie na niedociągnięcia byliśmy bardzo dobrze :]

Po imprezie ARWC gdzie każdy team miał suport (oczywiście Navigator miał najlepszy "zuport" ;) postanowiliśmy znaleść jakąś "sierotkę", która będzie podążała z naszymi betami śladami TC... już pierwszy strzał okazał się celny... mietek bez chwili zawachania powiedział, że z samą przyjemnością stworzy z nami trójkącik...... coby go ostudzić przedstawiłem jego zadania jakie go tam czekają, że to nie tylko transport betów, ale jakoś się tym nie przejął... tzn. nie miało to wpływu na jego decyzję ;) bo chłopak się przejął mocno, już szukał w necie jakichś specjalnych przepisów kulinarnych itd... :D miał jeździć pierdolotem Natalii, ale z czasem cicho mówił, że jest szansa z jego strony na combiaka, byłoby czadowo! minęły kolejne tygodnie, mietek posyła mi wiadomość, że "mamy" combiaka! cieszyłem się bardzo, bo z tym faktem związał się niemal cały rower zapasowy, mogę spać spokojnie! lecz na dzień przed wyjazdem do Ustronia zamarłem czytając sms'a od mietka, że kombiakowi poszły hamulce... :/ dwoili i troili się (z jego ojcem) i udało się, naprawiono mu heble na ostatnią chwilę! ufff.

Na odprawę oczywiście się spóźniliśmy, ale Natala miała tam swojego człowieka (pozdrowienia dla Marcoka!) który nam uzupełnił braki informacji... prognozy Rygielskiego (wg. ICM'a) były bardzo optymistyczne, rankiem 2-3mm opadu, następnie palma 30*C! kolacja była iście kolarska, fast food'y! :]

Ołkej, koniec pierdół, teraz zaczyna się jazda! późnym wieczorem lub też nocą obmyślamy pierwsze cięcia... trasy, widząc naszą trójkę głowiącą się nad mapami podchodzi do nas jakiś typ, okazał się fotografem, wypytywał o nasze warianty, niechętnie mówiłem/-liśmy o naszych "skrótach", a co! konkurencja nie śpi... przynajmniej nie cała. ;) zdziwił się kiedy to my (mix) powiedział stanowczo, że jedzie na trasę PRO, nawet zapytał mnie (widząc, że znam jako tako ten rejon) gdzie będą fajne miejsca na foty, TO mogłem z czystym sumieniem pokazać na mapach ;) robi się późno, czas iść spać.
Rankiem mozolnie przygotowujemy się i nasze dziewczyny - rowery. w końcu ruszamy na start pierwowego etapu, jedziemy w miejsce gdzie była odprawa, ale kilku zawodników przejechało w przeciwnym kierunku do naszego, patrzymy na siebie ze zdziwieniem... okazało się, że start jest w samym centrum ustronia, więc wróciliśmy, a tam już bębniły wiewiórki na drzewie...
Nasza "tajna broń" wzbudzała spore zaciekawienie... ale o tym przy pożytkowaniu jej.

Start, zupełnie inniejszy od tych maratońskich, start honorowy, był honorowym. spokojne tempo, pogaduchy, śmiechy hihy, ale chwila, był już start ostry? hm... ciężko powiedzieć bo nikt nie napiera! przynajmniej ze środka peletoniku, zjeżdżają pojedyńczy zawodnicy, więc zaczęło się! już podjeżdżając na równicę Niunia zdobywała fanów...
Gdzieś w oddali słychać burzę... ale przecież ma być zaledwie 2-3mm opadu, to musi być przejściowe! wyjeżdżamy z lasu, widzimy i słyszymy, że burza jest tuż tuż, po chwili nawet znajdujemy się w jej epicentrum! błyskawice uderzały w odległości 100m od sznura zawodników, część z nich schowała się w schronisku, część jechała dalej, ja powiedziałem Niuni: tylu nas tu jedzie, dlaczego akurat w nas miałoby uderzyć! z czasem grzmoty cichną, lecz deszcz nie ustaje! już mam w głowie wizje wymiany klocków hamulcowych ;/ kolejne km szybko uciekają, był krótki epizod poza zaplanowaną trasą kiedy to nie myśląc pojechałem za innymi, jednak brak szlaku i w głównej mierze za sprawą Natalii wracamy w miejsce rozwidleń szlaków i po chwili znajduję odpowiednią drogę, oczywiście i inni załapali się na to znaleźne ;) po zjechaniu do cywilizacji wpadamy na asfalt, gdzie na pierwszym podjeździe uruchamiamy "tajną broń" (hand made Niuniek), zapinam Niunię, dokładniej to ona siebie za sprawą mojego haka ;P i napieramy, doganiamy małą grupkę, po czym wyprzedzamy ich na podjeździe i tu rozwiały się niektórym uczestnikom wątpliwości co do tajemniczej rurki pcv, wystającej z siodła kulki... ;) okazduje się, że holowanie nie jest takie proste jakby wydawać się mogło, niby pomaga się dziewczynie, ale samemu się człowiek wypompowuje w zastraszającym tempie, z tego powodu nawet nie wiem kiedy zleciało kilka km asflatu i mając w głowie pewien wariant objazdowy popełniam błąd, na szczęście straciliśmy tylko kilka sekund... po kilku minutach dojeżdżamy do bufetu, tam jemy i pijemy jak świnki (a przynajmniej ja.) i ruszamy dalej w kierunku Zwardonia... tam już wdrążamy w życie kolejny wariant oszczędzający czas, jedziemy wzdłuż ekspresówki, rozpoczyna się kolejny podjazd, widzę, że koleżanka już słabnie (żeby nie było, ja też..) zaczynam się martwić, bo wiem co nas czeka dalej ;/, na rozjeździe trasy PRO i FUN poważnie zastanawiam się nad szansami przejechania wersji PRO, choć jesteśmy kilka godzin przed ostatecznym czasem wjazdu na trasę PRO, ale jest cholernie zimno, nadal pada deszcz, opadamy z sił, mapy rozpusczają się -choć to żadne usprawiedliwienie bo tu już znam teren- decyduję, bo jednak więcej w tym było mojej winy (tak tak, żałowałem strasznie tej decyzji :/ a Natala wręcz zła, dałem dupy.), że jedziemy już do mety, czyli FUN... metę też jakoś przeoczyłem (ciężki jest żywot nawigatora...) po chwili już jesteśmy w miejscu docelowym, patrzymy, a tam dopiero wszystko się rozkłada :O jakież było nasze zdziwienie, a jakież orgów kiedy to zjawiliśmy się tam jako pierwsi w okolicach godziny 14! w tej chwili, aż chce się wrócić i jechać dalej, ale niestety jest przeokrutnie zimno, ja się cały trzęsę, usta mam fioletowe ehhh gdzie te 30*C się pytam?!?!?! :( Dzwonimy do naszego zuportmena z zapytaniem gdzie jest... "yyyy w Zembrzycach, a cooo, już jestście?" no to grubo, mamy ponad godzinę spędzić w mokrych ciuchach :/ na szczęście woda pod prysznicami była ciepła, aż wychodzić się nie chciało! :] ale za to mietek dał czadu przywożąc z domu jak na prawdziwego zuportowca przystało zupę, a dokładniej rosół... mhmmm :] jakoże rowery podobnie jak i my nocowały w szkole był (podobno) obowiązek mycia rowerów karcherem! patrzę na Niunię, patrzę na rowery, nie! nie ma mowy. 10km zjazd asflatem po kałużach niemal zupełnie spłukał błoto z dziewczyn, więc obyło się bez mordowania rowersów :] a jakiegoż załamania doznałem kiedy to okazało się, że odwołali PRO ostatni punkt oraz kiedy zobaczyłem dalsze etapy steFUNów (pozdrowienia dla Sławka ;) :( byłem załamany ilością asfaltów, no cóż, stwierdziliśmy z Natalą, że będziemy traktować TC jako trening do maratonów (śmiech!)
Wg Rygla był to najtrudniejszy etap ze wszystkich TC, pierwszego dnia skłonni byliśmy w jego słowa wierzyć... choć ta pogoda...
Po pierwszym dniu mieliśmy już taką przewagę nad drugim mix'em, że w zasadzie mogliśmy jechać z tyłu i kontrolować zawody, lecz...

zdjęcia: furbo, Patrycja Mic, mietek oraz Ewa.

nasz burdelobus...

odprawka...

furbo & chacarron macarron ;)

nasze poranne burdello

z lewej marcok, z prawej niunia


grupowo... ;)



Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa rzyzy
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]