Info

Wszystkie km: 58150.70 km
Km w terenie: 7908.80 km - 13.60%
Czas na rowerze: 111d 04h 49m
Prędkość średnia: 21.79 km/h
Więcej Info




2012
baton rowerowy bikestats.pl 2011
button stats bikestats.pl 2010
button stats bikestats.pl 2009
button stats bikestats.pl 2008
button stats bikestats.pl 2007
button stats bikestats.pl 2006
button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy nicram.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
78.10 km 40.00 km teren
04:43 h 16.56 km/h:
Maks. pr.:68.20 km/h
Rower:kulka

Transcarpatia - SZJEŚĆ: Iwonicz Zdrój - Baligród: "jak one podjeżdżają" & finisher

Piątek, 20 sierpnia 2010 · dodano: 12.01.2011 | Komentarze 2

codzienno-poranne czynności i ruszamy. pierwszy kręty podjazd jest nam znany (ck-iz), po podjeździe należałoby odpocząć zjeżdżając, lecz zjazd krótki, na dole następuje chaotyczny rozjazd zawodników nie mogących się zdecydować na: szlak turystyczny czy drogę asfaltową 3x dłuższą, w pierwszej chwili chcę jechać asfaltem, niunia jedzie za mną, ale stefuny wołają żebyśmy jechali z nimi szlakiem, ok! w końcu to nie ma być szozkarpatia... szlak początkowo był przyjemny, by po chwili przerodzić się w wąską, stromą, kamienistą, korzenistą ścieżkę z którą chciałem walczyć lecz poległem bardzo szybko, po tym jak sławek powiedział bym dał spokój... a następnie zaliczyć fragment potoczku, wpychanie roweru na górkę po czym trudny techniczny zjazd gdzie nieco się wypuściłem do przodu. dojeżdżamy do rymanowa zdroju i widzimy że jesteśmy w szarym końcu, podbijamy pierwszy pk i tutaj ludzie którzy przyjechali na tc się bawić podpuszczają nas słowami "teraz zobaczymy jak jeździ czołówka..." na to sławek mówi natalii coby pokazała "jak one podjeżdżają"... poszła do przodu ostro, aż nam było ciężko! ;) jedziemy w kierunku wisłoczka, ale nie idzie to zbyt przyjemnie, jeden z trawiastych podjazdów zaliczamy z buta, słońce dopieka nam mocno, w oddali widzimy furba z patrycją, kurde... trzeba wsiąść na rowery! teraz niunia dostała solidną porcję błysków po oczętach, aż chłopaki z tyłów krzyczą, że oni też chcą fotki! haha :] zaraz za tym miejscem wpadamy do lasu gdzie mamy totalną masakrę błotną, miejscami nie da się jechać, prowadzimy w błocie powyżej kostek, zjazd w tych warunkach na moich oponensach nie sprawiał mi zbyt dużej frajdy, do tego jadąc blisko niuni dostałem z gałęzi po twarzy, nie obyło się bez krwi.. ;) po kilku minutach jesteśmy w upragnionym wisłoczku gdzie mamy asfalt, oczepujemy rowery, ale widząc jak wygląda kulka mam to gdzieś, a na pewno nic to nie pomoże, przecież brud konserwuje! (tfu!) mijamy puławy dolne i górne, niunia na podjazdach dziękuje za holowanie, nie to nie, nie będę już o tym przypominał, jak będzie chciała to sama powie. ;) i powiedziała, wtedy kiedy ja już sam zacząłem tracić siły, ale co tam, ona ma ich jeszcze mniej, pomagam ile mogę, pod koniec wzniesienia odpinam i zostaję w tyle, żeby coś szybko zjeść i więcej się napić bo nie jest dobrze, po chwili udaję się w pościg i doganiam kompanów, jedziemy w większej grupce z racji tego, że nadrabiamy stracony czas na początku etapu i pomału wyprzedzamy kolejnych uczestników tc, jednak na rozjeździe dróg przed drugim pk cała reszta zostaje z tyłu i rozkminia mapy, my ze stefunami zjeżdżamy z głównej drogi i szybko docieramy do pk. stąd kilka km grzbietami, aż do miejsca kolejnego skrótu, który ściąga nas z terenu na leśną drogę asfaltową i mkniemy w dół do wisłoka wielkiego gdzie gdyby nie sławek pojechałbym w przeciwnym kierunku niż mieliśmy się udawać :] kolejny pk to bufet gdzie niunia już nie wytrzymuje i bierze od medyków jakieś maści przeciwbólowe, spotykamy znajomą twarz z cyklokarpat, a dokładniej z komańczy z którym zamieniamy kilka zdań i ruszamy dalej właśnie do komańczy, tam już jedziemy kolejnymi znanymi nam szutrówkami co rusz przecinającymi rzeczkę, przed jednym z takich wodnych przejazdów kierowca samochodu ostrzega ten następny jest głęboki, phi! może na samochód! ostatni podjazd na przełęcz żebrak nie byle co jak na mega zmęczonych i obolałych transcapratowiczów, tutaj też holuję niunię jak mocno tylko mogę, bo za przełęczą pozostaje nam tylko zjazd do baligrodu! zjazd też już nie był dla nas przyjemnością, trzeba było się mocno pilnować żeby nie wylecieć gdzieś na tych zdradliwych kamyczkach, ale metę w baligrodzie mijamy cali i... jak zwykle z uśmiechami na twarzach :) ufff pozostała już tylko pętla "wokół" baligrodu, ale czy aby na pewno...? popołudniem rygiel przychodzi od zawodnika do zawodnika i podpytuje czy chcemy jutro takiego etapu jaki jest na mapach, czy np. wspólnego przejazdu kilku godzinnego, a nawet tylko samego podjazdu na przełęcz żebrak... nam się nie podobały te pomysły, podjazd nie jest zbyt przyjemny ze względu na luźna kamienie, kilka godzin z obolałymi tyłkami ot tak bez celu też nie wchodzi w rachubę, etapówkę mamy już rostrzygniętą, jakoś mówimy że nam to obojętne co będzie, wieczorem rygiel ogłasza że jutrzejszy etap jest odwołany, dzisiaj będzie "dekoracja" i impreza.. dekoracja polegała na szybkim wyczytywaniu najlepszych trójek poszczególnych kategorii w taki sposób że fotografowie nawet nie mieli czasu na zrobienie pożądnej foty, a i było jeszcze jedno wspólne zdjęcie. impreza nijaka, niunia bajerowana przez maksa, harpaganowi chłopacy przy kolejnym zamkowym tłumaczą się z organizacji tc, ale mnie to potrzebne nie było, wszak wiedziałem na co się wybieram, zapraszali na harpagana, ale niestety nie wybraliśmy się... tak więc wypiłem kilka zamków i grzecznie poszedłem spać.
rankiem pytają się mnie czemu wczoraj tak wcześnie poszedłem spać, a co miałem tam robić?! ze względu na to że nic się nie działo, nie było żadnych informacji odnośnie dnia dzisiejszego, zły na to w jaki sposób rygiel potraktował zawodników nalegałem na jak najszybszy wyjazd stąd. niestety nasz burdelobus nie był w stanie pomieścić wszystkich naszych betów i 3 rowerów, więc niunia przekazała dziunię maksowi, pożegnaliśmy się z pomocnikami rygielskiego, następnie z marcokiem i jego otoczką by odwieźć niunię do p-śla, w krakowie byliśmy już po zmroku, w domu rzuciła mi się w oczy opaska TC, jako że nie chciałem mieć takiej pamiątki oddałem ją mietkowi (żart.) we wsiach byliśmy bodaj przed północą, padnięty jedyne co zdołałem zrobić to wrzucić menele do domu i rzucić się na wyro.
nagród dla zwycięzców nie było, ba! nawet pamiątkowych dyplomów! na fejsie obiecywano że zostaną rozesłane końcem października, pisząc to w styczniu 2011 roku mogę powiedzieć że był to najnormlaniejsze w świecie zapewnienia marcina rygielskiego.

od kilku lat chciałem wystartować w legendarnej transcarpatii, bez względu na opinię o ryglu i całej jego organizacji tej imprezy, było to marzenie które spełniło się, a była ku temu najprawdopodobniej ostatnia okazja...
rola nawigatora nie jest łatwa, czy jesteś zmęczony, czy jedziesz szybko, czy wolno, czy mapę zasłania błot, czy ci się ona rozmywa, czy słońce tak niefortunnie się odbije od mapnika że cię oślepi... musisz być niemal ciągle skupionym na mapie i wszystkim dookoła by nie popełniać błędów, była to moja pierwsza styczność z mapnikiem i kompasem, wydawało mi się to łatwiejszym chlebem, ale tak nie było, chwilami było ciężko podjąć dobrą decyzję, ale jakoś obyło się bez poważniejszych wtop - a przynajmniej tak mi się wydaje. w przyszłości popracuję nad tym, bo podoba mi się mtbo.
holowanie... tego już musiałby spróbować każdy by zobaczyć jak jest to ciężkie, niby nie holuje się ciągle, niby jadąc z kimś słabszym nie męczysz się zbytnio, ale przyjdzie kilka podjazdów w ciągu dnia na których to robisz i wystarczy by się zarżnąć, sławek powiedział mi jedno... ty się nie wyjeździłeś, ale się zajechałeś ;) pewnie coś w tym jest, ale w końcu z niunią jesteśmy w jednym teamie!
podziękować trzebaby każdemu poza rygielskiemu, atmosfera wśród zawodników była przednia, szkoda mi było ludzi od wszelakiej pomocy przy organizacji tc, którzy obrywali burę od zawodników za decyzję ich zwierzchnika rygielskiego oraz wszelaką niewiedzę, którą również jemu zawdzięczają, bo robili co mogli by ta cała tc jakoś dojechała do baligrodu, chwała najwyższemu że udało się im to.
dziękować dziuni i kulce, za to że nie zawiodły nas, w zasadzie poza skrzywionym hakiem dziuni nic się dziewczynom nie przytrafiło!
dziękować fotografom za spore zainteresowanie mix'em :P
dziękować ewie i jej teściowi, że "dowieźli" całego mietka do baligrodu ;)
dziękować stefunom za towarzystwo, a przede wszystkim że pozwolili nam wygrać funiaków w każdej kategorii hihi
dziękować przede wszystkim samemu mietkowi, bez niego nie dalibyśmy rady, spisała się dziewczyna :) dużo by pisać, ale sam zainteresowany myślę że to wszystko wie... a mnie się spać chce.
nooo, a teraz na koniec przyszedł czas na gwiezdę nowego programu ;) z którą miałem przyjemność zmagać się z trudami transcarpatii... dzięki Niunia! było gruuubo i czaaadowo! :]
oraz dziękować innym których nie wymieniłem, a zasłużyli na to. :)

Pozdrawiam i do zobaczenia!

zdjęcia: furbo, Patrycja Mic, mietek oraz Ewa.







Komentarze
nicram
| 13:24 sobota, 15 stycznia 2011 | linkuj heh niuńkowi to nawet do pięt nie dorastam w nawigowaniu...
oj tak, wyszły z nas te "usterki", ale myślę że gorszych rzeczy się obawialiśmy...
co by nie było, wiesz jak jest. ;)
Niunia | 16:39 czwartek, 13 stycznia 2011 | linkuj ja Ciebie też kocham ;)
Jesteś - zaraz po Niuńku - moim ulubionym nawigatorem.
Dzięki TC mogliśmy się poznać lepiej - w czasie wysiłku, stresu, zmęczenia, znużenia sobą - wychodzą nasze wewnętrzne "usterki", które na co dzień, w komfortowych warunkach udaje nam się tłumić i nie okazywać ich. Dziękuję, że wytrzymałeś ze mną te 6 dni i ciągle chcesz mnie znać:)
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa atorz
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]